czwartek, 30 czerwca 2011

Lato w mieście




Lato w mieście, rzec by można, NUDA w mieście, jednak przy odrobinie wyobraźni zawsze można znaleźć jakieś interesujące zajęcie np:








Można pójść z tatą na plac zabaw


i jeszcze trochę niepewnie, ale już na siedząco, się pohuśtać:)

Poleżakować w samym środku miasta


Zrobić sobie zdjęcie z dwiema kozami:) w lubelskim skansenie


Spróbować swoich sił w siodle albo na oklep (również w lubelskim skansenie)


Umówić się z kuzynką na plotki pod zamkiem


A wy jakie macie pomysły na wakacje w mieście?

wtorek, 28 czerwca 2011

Szumią SZUMY na Roztoczu

Sezon letni postanowiliśmy otworzyć wyjazdem na Roztocze. Jeździmy tam często bo to naprawdę piękne miejsce. Tam też prawie 2 lata temu braliśmy ślub. Zwierzyniec i okolice są miła odmianą od głośnej muzyki, grillowego dymu i jarmarcznych straganów, tak często spotykanych w okolicach wody. Nad zwierzynieckimi stawami nie ma ani jednej budki z kebabem i coca- colą ba, wcale nie ma żadnej budki za wyjątkiem toalety. Jest za to strzeżone kąpielisko, ciepła woda i plaża w środku Roztoczańskiego Parku Narodowego.


Są też "koniki polskie" pasące się nieopodal stawu, które nic sobie nie robią z tego, że są nieustannie na celowniku obiektywów.



W Zwierzyńcu odbywa się również co roku, w sierpniu Letnia Akademia Filmowa. Wtedy, to małe miasteczko wypełnia się po brzegi ludźmi żądnymi dobrego kina a wszystkie możliwe lokale zamieniane są na sale kinowe. Roztocze to również świetne miejsce na rowerowe wycieczki na sprzęcie własnym lub pożyczonym. W miasteczku aż roi się od wypożyczalni rowerów wszelakiej maści.

Nasz wyjazd upłynął pod tytułem" Czasem słońce czasem deszcz". Niebo ciągle się chmurzyło grożąc deszczem ale ten, spadł dopiero w Zamościu, gdzie pojechaliśmy następnego dnia. Zamościa nie muszę wam chwalić ani przedstawiać. Warto zobaczyć choćby przejazdem. Z roku na rok miasto wygląda coraz lepiej. Jedyne czego nie polecam to zamojskie ZOO, odstraszające swoim zapachem nawet najbardziej zapalonych miłośników zwierząt.



Kolejne roztoczańskie cuda natury to SZUMY na Tanwią w okolicy Suśca. Są to małe, połączone ze sobą, wodospady tworzące malowniczy widok i cudownie relaksujący szszszummmmm. Miejsce cudowne, trochę kłopotliwe logistycznie bo strome schody utrudniają poruszanie się z wózkiem, ale od czego są nosidełka lub ręce taty:)



Bardzo się cieszę, że mogłam pokazać te wszystkie miejsca naszej małej córeczce, która rośnie w oczach i choć na pewno nie będzie pamiętać naszej pierwszej wyprawy to mam nadzieję, że miłość to Roztocza wyssie z mlekiem matki.
Można jeszcze długo pisać o tych cudach natury, pewne jest, że warto je odwiedzić i zatrzymać się na chwilę, żeby odpocząć.

niedziela, 26 czerwca 2011

TOP MODEL


Czy castingi do Top Model nadal trwają? Zosia jest żywo zainteresowana udziałem w drugiej edycji. Podjęła już nawet pewne działania mające na celu ułatwić jej start i przygotować ją do trudnego zawodu modelki. Tylko, od kogo się uczyć, kogo naśladować. Każdy z nich jakoś tak sztywno wygląda...

Smaki lata

Początek lata świętowaliśmy bardzo aktywnie. Relacja będzie w najbliższym czasie jak tylko uda mi się posegregował 1000 zdjęć zrobionych przez mojego męża. Na początek tylko odrobina letnich cudów natury. Szkoda, że na zdjęciu nie da się uchwycić zapachu poziomek... Ach i jaka szkoda, że w tym roku nie mogę ich jeść. Ci co jedli mówili, że pyszne, ja w tym roku jem tylko oczami. Pozdrawiam wszystkie matki karmiące atopowe maleństwa:)


A wiecie czyje poziomki smakują najlepiej?


"Poziomkobranie"

sobota, 18 czerwca 2011

obroty ciał c.d



Zosie jest już gotowa na rodzeństwo. Codziennie ćwiczy nowe ułożenie. Trochę na prawo, trochę na lewo...Przy tak dobrym zagospodarowaniu łóżeczkowej przestrzeni, zmieściły by się tu jeszcze przynajmniej trojaczki:)

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Co w trawie puszczy???

Kolejna wyprawa za nami. Tym razem na warsztat poszło Podlasie ze swoją puszczą Białowieską, okazałymi żubrami, kolejką wąskotorową i prastarymi dębami. Pięknie tam naprawdę... Bociany co krok (a właściwie co słup), cisza i spokój taki, że aż dzwoni w uszach, nic tylko oddychać świeżym powietrzem, wypoczywać i podziwiać naturę. Szkoda tylko, że pogoda postanowiła nas nie rozpieszczać i słonce wyjrzało dopiero tuż przed odjazdem.co sprawiło, że jeszcze trudniej było nam odjeżdżać.
Wycieczkę zaczęliśmy od Hajnówki w nadziei, na przejazd wąskotorówką. Niestety, kolejka odjeżdża tylko raz dziennie a nam spóźnionym pozostało jedynie wyobrazić sobie, że taka 4godzinna przejażdżka na pewno była by ciekawa.

Pisząc o Podlasiu nie sposób pominąć przepiękne cerkwie, które można spotkać niemal w każdej wsi. Tu na zdjęciu miniatura jednej z nich.


Potem było już tylko lepiej. Pokazowy Rezerwat Żubrów, Szlak Dębów Królewskich i przepiękne Muzeum Przyrodniczo Leśne sprawiają, że w Białowieży naprawdę można się zakochać. Łagodny głos Krystyny Czubówny, płynący z audioprzewodnika po muzeum, pozwala przenieść się w czasy kiedy na Podlasiu polowali książęta litewscy...pod warunkiem, że zwiedzanie nie przerwie nagle donośny płacz małej Zosi, którą stare historie za nic nie obchodzą, i która po prostu chce jeść tu i teraz!!!




Zwieńczeniem żubrowego dnia były klopsiki z żubra serwowane w pobliskiej restauracji. Zjadłam je zupełnie nieświadoma z czego są zrobione i długo nie mogłam uwierzyć mężowi, który od początku tego nie ukrywał.Jak mogłam???, żeby choć smaczne były....Ciekawe czy "żubrzyna" jest na liście rzeczy zakazanych dla dzieci z alergia pokarmową:). Atrakcji było tyle, że zabrakło nam czasu, żeby tak po prostu posiedzieć i odpocząć choć Zosie się udało jak widać na zdjęciu poniżej.

Jeszcze tylko Muzeum Rolnictwa w Ciechanowcu i już trzeba było wracać do domu.
Wszystkich spragnionym odpoczynku i spokoju gorąco polecam Podlasie, naprawdę warto!!!


piątek, 10 czerwca 2011

Zielone spaghetti

Odkąd musiałam radykalnie zmienić moją dietę ze względu na zosiną alergie, cukinia stała się bardzo ważnym elementem w moim codziennym menu. Jem ją na rożne sposoby: smażoną, duszoną, panierowaną, nadziewana mięsem ale prawdziwych hitem stało się ostatnio w naszym domu zielone spaghetti. Jestem wielka miłośniczką makaronu w każdej postaci a ponieważ również pomidory znalazły się na liście rzeczy zakazanych, postanowiłam poszukać alternatywy dla sosu bolońskiego. Wykonanie bardzo proste, smakuje znakomicie. Polecam również tym, którzy na diecie nie są a lubią kuchenne eksperymenty.
Robi się to tak:
Składniki:
3 średnie cukinie
1 cebula
2 ząbki czosnku
oliwa
filet z kurczaka lub mięso mielone lub boczek wędzony
makaron spaghetti
sól, pieprz do smaku


Wykonanie:
Cukinie kroimy w kostkę. Czosnek i pokrojoną w kostkę cebulę dusimy na oliwie, po chwili dodajemy pokrojoną cukinię. Dusimy to pod przykryciem około 15 minut (cukinia powinna być miękka aby łatwo dało się ją zblendować). Całość blendujemy, przyprawiamy do smaku. Fileta z kurczaka kroimy w drobną kostkę, przyprawiamy do smaku i dusimy na patelni.
Do sosu dodajemy uduszonego kurczaka lub boczek, alternatywnie można też dodać wcześniej uduszone mięso mielone.
Przygotowany sos mieszamy z ugotowanym makaronem spaghetti i dokładnie mieszamy. Całość można posypać parmezanem lub dodać odrobinę sera feta.

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Sielsko- anielsko

Nawet jeśli nie chodzi się do pracy tylko (jak się niektórym wydaje) leniuchuje z dzieckiem na placu zabaw, wypoczynek się należy. Postanowiliśmy skorzystać z zaproszenia znajomych i wybrać się z nimi na podkarpacką wieś. Nie żadna agroturystyka czy domek letniskowy, prawdziwa wycieczka na prawdziwą wieś. Pierwszy dzień spędziliśmy na błogim nicnierobieniu, dosłowne wczasy "pod gruszą". Objadaliśmy się do nieprzytomności i wylegiwaliśmy na słońcu. Zosia łaskawie pozwoliła nam odpocząć i również z radością korzystała z uroków wsi. Wieczorem, zmęczona świeżym powietrzem, padła jak długa umożliwiając nam obserwacje gwieździstego nieba bo gdzie jak nie na wsi podziwiać gwiazdy.


Drugiego dnia postanowiliśmy cofnąć się w czasie i odwiedzić kolbuszowski skansen gdzie akurat świętowano Zielone Świątki. Miejsce bardzo urokliwe i co ważne pełne prawdziwych, żywych eksponatów. Można było spotkać stuletniego tkacza, praczki czy prząśniczki przy pracy, spróbować samodzielnie wymaglować płótno za pomocą drewnianego walca i kupić drewnianego konia wprost spod dłuta miejscowego artysty. Zabawa przednia, szkoda, że 30-sto stopniowy upał skutecznie utrudniał zwiedzanie, zwłaszcza naszej małej Zosi, która w wózku musiała się nieźle nagimnastykować się aby uniknąć promieni słonecznych.
Po takim weekendzie aż szkoda było wracać do upalnej, miejskiej rzeczywistości gdzie największym wyzwaniem jest znalezienie odrobiny cienia na betonowym placu zabaw....
Dobrze, że już za tydzień kolejna ciekawa wyprawa...ale o tym później.

W naszej rodzinnej stajni przybył nowy koń, wprost z kolbuszowskiego skansenu. Jak Zosia podorośnie, sama będzie mogła wybrać czy jest gniady, siwy, kary czy może kasztanka.

piątek, 3 czerwca 2011

O obrotach ciał dziecięcych

Od kiedy Zosia nauczyła się samodzielnie obracać własne ciałko, stało się to jej ulubionym zajęciem. Całymi dniami kręci piruety w prawo, w lewo, w lewo, w prawo. Nawet we śnie nie odpuszcza i całą noc przewala się z brzucha na plecy głośno pokrzykując, kiedy napotka na swojej drodze boki łóżeczka. Zdarza się również, że zostawiwszy w łóżeczku usypiające już ( jak mi się naiwnie wydawało) dziecko po chwili znajduję je leżące na brzuchu z noga włożona między szczebelki. Oj Zosiu, Zosiu, byle tylko od tych obrotów nie zakręciło nam się w głowie:)


Do obrotu gotowa...obrót!


Zosia właśnie zasypiała kiedy nagle sobie przypomniała co nowego potrafi

środa, 1 czerwca 2011

NOC, najlepsza pora na zakupy

Mimo, iż dzień dziecka dotyczy tej części populacji, do której przestałam się już jakiś czas temu zaliczać, to jednak z właśnie z tej okazji postanowiłam zrobić sobie sama prezent... czas wolny na zakupy bez dziecka. Pobliska galeria handlowa wyszła na przeciw takim jak ja (czyli matkom z półrocznym niemowlakiem) i postanowiła pozostać otwarta do północy. Wykąpane i nakarmione dziecię, przeważnie śpi przez kolejne 6h a zatem przysypiający już mąż nie miał problemu z nadmierną jego aktywnością.
Co za przyjemność nie spieszyć się, nie uciszać płaczącej, nie karmić w "międzyczasie", nie stresować się, że mąż z dzieckiem już czeka aż szybko dokonam kolejnego, nietrafnego wyboru rzeczy, której zupełnie nie potrzebuję. Stres i pośpiech na zakupach sprawiają, że coraz częściej wracam do domu z czymś co mi zupełnie nie odpowiada a zostało zakupione w pośpiechu, między drzemka Zośki a jej karmieniem.
I wiecie co...wczoraj mimo luzy i czasu nic nie kupiłam. Może właśnie dlatego, że miałam czas dokładnie się wszystkiemu przyjrzeć. Kochana galerio więcej takich nocnych zakupów poproszę!!!